sobota, 7 listopada 2015

0






Odłożyłam na swoją toaletkę prostownicę do włosów i przejrzałam się w lustrze, poprawiając swoje kruczoczarne włosy, które jeszcze dwa dni temu były niebieskie. Związałam je w kitkę na czubku głowy, zabrałam sweter z łóżka, założyłam go i wyszłam z pokoju, kierując się do kuchni, która znajdowała się piętro niżej. W domu dudnił bas jakiegoś spokojnego utworu, który uwielbiała moja mama. Ona zaś, krzątała się po kuchni, kręcąc przy tym lekko biodrami i śpiewając ulubione partie piosenki. Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się, siadając przy wysepce kuchennej. Przede mną znajdowała się miska ze śniadaniem oraz kawa, którą przygotowała moja rodzicielka.
- Masz być grzeczna – upomniała mnie, nawet się do mnie nie odwracając. Wzniosłam oczy ku górze i zaśmiałam się w duchu. – Nie wydziwiaj, Charlotte –westchnęła i odwróciła się do mnie.
Jej oczy były załzawione, zawsze tak miała gdy się martwiła. Z jednej strony fajnie czuć, że ktoś się o Ciebie boi, ale z drugiej, mama była dość przesadna. Bała się, że skończę jak ona w wieku osiemnastu lat z dużym, ciążowym brzuchem.
- Dostałaś jakiś angaż? – zmieniłam temat i spojrzałam na nią.
- Póki co zajmujemy się promowaniem trzeciej części Uprowadzonej – westchnęła i zaczęła mieszać w swojej misce z płatkami.
Jej piękne blond włosy związane były teraz w rozwalającego się koka na środku głowy. Lekki makijaż dodawał jej świeżości. Koszula w kratę i czarne rurki, ukazywały piękno jej ciała i młodości.
Ja odziedziczyłam po niej kobiece krągłości, oraz jej urodę zmieszaną z urodą ojca. Mix ich wyglądów bazował na mnie. Piękne brązowe oczy, zupełnie jak u mojej mamy, ciemne i gęste włosy, zupełnie jak u ojca, pełne usta po matce, a błysk w oku i smykałkę do zwierząt dostałam w genach od taty.
- Zrób zdjęcie na dłużej Ci starczy – warknęła matka.
- Riposta Ci się zaostrzyła – zaśmiałam się.
Schowałam miskę i kubek w zmywarce, zabrałam telefon i ruszyłam na górę, dopakować swoje ubrania. Za cztery godziny miałam samolot, który przeprowadzi mnie do Atlanty. Do mojego ojca i jego żony. Nigdy nie miałam za złe tacie, że nie został z mamą. Poznali się na wakacjach, młodzieńcza miłość, czar i zakochanie. Po wakacjach, rozstanie, ciąża i nienawiść. Nigdy się na niego nie gniewałam, chociaż brakowało mi go tutaj. Pamiętam jak dziś, gdy rodzice spotkali się na planie filmowym. Spędzałam wtedy z nimi cały wolny czas, a teraz zostawię mamę i zamieszkam w innym mieście. Sama zrobiłam sobie pod górkę, sama zapracowałam na wyrzucenie mnie ze szkoły.
Dźwięk dzwonka telefonu przerwał moje pakowanie, a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie mojej przyjaciółki Sam.
- Co jest idiotko? – odebrałam, a po drugiej stronie usłyszałam charakterystyczny, gromki śmiech dziewczyny.
- Stul pysk – zaczęła. – Żałuj, że Cię nie ma w szkole – zaśmiała się ponownie.
- Dlaczego? Mam wieczne wakacje – odpowiedziałam jej.
- Taaak? – przeciągnęła specjalnie samogłoskę. – To jak wyjaśnisz to, że ta zołza na którą polowałaś od czasów rozpoczęcia szkoły, dzisiaj przez przypadek spadła ze schodów? – spytała. – Albo to, że wczoraj na potańcówce przyłapałam pannę Cameron z panem Holdem w damskiej toalecie na szybkim numerku? 
- Zrobiłaś zdjęcie? – spytałam i wrzuciłam do walizki ułożone bluzki.
- A jak sądzisz? Niech mi szmata zagrozi dwóją z angola to pożałuje – zaśmiała się głośno i warknęła coś do kogoś obok. – Sorry – tym razem zwróciła się do mnie. – Chris grzebie mi w majtkach – zaśmiałam się.
- Palcówka przed sprawdzianem? – spytałam dość poważnie.
- Wiesz, że to mnie odpręża! – krzyknęła, a ja usłyszałam śmiech chłopaka.
- Zboczeńcy! Zachciało Ci się dzwonić, gdy się bzykacie!
- Brakuje nam tutaj Ciebie – dodał Chris, a Sam stłumiła jęk. – Moja druga ręka nie ma co robić.
- Stul pysk! – krzyknęłam na niego.
To była prawda, nasza trójka zazwyczaj chowała się na niektórych przerwach w kanciapie szantażowanego przez nas woźnego, aby „odprężyć” się przed lekcją. Nigdy nie przeszkadzało mi towarzystwo Sam, a wręcz przeciwnie, podobało mi się to.
- Boże – stęknęła dziewczyna, a Chris zaśmiał się.
- Nienawidzę was, jebane zabuczy – wybuchłam śmiechem i usłyszałam dźwięk szkolnego dzwonka. – Powodzenia na matmie – dodałam i zakończyłam rozmowę.