Odłożyłam na swoją toaletkę prostownicę do włosów i przejrzałam się w
lustrze, poprawiając swoje kruczoczarne włosy, które jeszcze dwa dni temu były
niebieskie. Związałam je w kitkę na czubku głowy, zabrałam sweter z łóżka,
założyłam go i wyszłam z pokoju, kierując się do kuchni, która znajdowała się
piętro niżej. W domu dudnił bas jakiegoś spokojnego utworu, który uwielbiała
moja mama. Ona zaś, krzątała się po kuchni, kręcąc przy tym lekko biodrami i
śpiewając ulubione partie piosenki. Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się,
siadając przy wysepce kuchennej. Przede mną znajdowała się miska ze śniadaniem
oraz kawa, którą przygotowała moja rodzicielka.
- Masz być grzeczna – upomniała mnie, nawet się do mnie nie odwracając.
Wzniosłam oczy ku górze i zaśmiałam się w duchu. – Nie wydziwiaj, Charlotte
–westchnęła i odwróciła się do mnie.
Jej oczy były załzawione, zawsze tak miała gdy się martwiła. Z jednej
strony fajnie czuć, że ktoś się o Ciebie boi, ale z drugiej, mama była dość
przesadna. Bała się, że skończę jak ona w wieku osiemnastu lat z dużym,
ciążowym brzuchem.
- Dostałaś jakiś angaż? – zmieniłam temat i spojrzałam na nią.
- Póki co zajmujemy się promowaniem trzeciej części Uprowadzonej –
westchnęła i zaczęła mieszać w swojej misce z płatkami.
Jej piękne blond włosy związane były teraz w rozwalającego się koka na
środku głowy. Lekki makijaż dodawał jej świeżości. Koszula w kratę i czarne
rurki, ukazywały piękno jej ciała i młodości.
Ja odziedziczyłam po niej kobiece krągłości, oraz jej urodę zmieszaną z
urodą ojca. Mix ich wyglądów bazował na mnie. Piękne brązowe oczy, zupełnie jak
u mojej mamy, ciemne i gęste włosy, zupełnie jak u ojca, pełne usta po matce, a
błysk w oku i smykałkę do zwierząt dostałam w genach od taty.
- Zrób zdjęcie na dłużej Ci starczy – warknęła matka.
- Riposta Ci się zaostrzyła – zaśmiałam się.
Schowałam miskę i kubek w zmywarce, zabrałam telefon i ruszyłam na
górę, dopakować swoje ubrania. Za cztery godziny miałam samolot, który przeprowadzi
mnie do Atlanty. Do mojego ojca i jego żony. Nigdy nie miałam za złe tacie, że
nie został z mamą. Poznali się na wakacjach, młodzieńcza miłość, czar i
zakochanie. Po wakacjach, rozstanie, ciąża i nienawiść. Nigdy się na niego nie
gniewałam, chociaż brakowało mi go tutaj. Pamiętam jak dziś, gdy rodzice
spotkali się na planie filmowym. Spędzałam wtedy z nimi cały wolny czas, a
teraz zostawię mamę i zamieszkam w innym mieście. Sama zrobiłam sobie pod
górkę, sama zapracowałam na wyrzucenie mnie ze szkoły.
Dźwięk dzwonka telefonu przerwał moje pakowanie, a na wyświetlaczu
pojawiło się zdjęcie mojej przyjaciółki Sam.
- Co jest idiotko? – odebrałam, a po drugiej stronie usłyszałam
charakterystyczny, gromki śmiech dziewczyny.
- Stul pysk – zaczęła. – Żałuj, że Cię nie ma w szkole – zaśmiała się
ponownie.
- Dlaczego? Mam wieczne wakacje – odpowiedziałam jej.
- Taaak? – przeciągnęła specjalnie samogłoskę. – To jak wyjaśnisz to,
że ta zołza na którą polowałaś od czasów rozpoczęcia szkoły, dzisiaj przez
przypadek spadła ze schodów? – spytała. – Albo to, że wczoraj na potańcówce
przyłapałam pannę Cameron z panem Holdem w damskiej toalecie na szybkim
numerku?
- Zrobiłaś zdjęcie? – spytałam i wrzuciłam do walizki ułożone bluzki.
- A jak sądzisz? Niech mi szmata zagrozi dwóją z angola to pożałuje –
zaśmiała się głośno i warknęła coś do kogoś obok. – Sorry – tym razem zwróciła
się do mnie. – Chris grzebie mi w majtkach – zaśmiałam się.
- Palcówka przed sprawdzianem? – spytałam dość poważnie.
- Wiesz, że to mnie odpręża! – krzyknęła, a ja usłyszałam śmiech
chłopaka.
- Zboczeńcy! Zachciało Ci się dzwonić, gdy się bzykacie!
- Brakuje nam tutaj Ciebie – dodał Chris, a Sam stłumiła jęk. – Moja
druga ręka nie ma co robić.
- Stul pysk! – krzyknęłam na niego.
To była prawda, nasza trójka zazwyczaj chowała się na niektórych
przerwach w kanciapie szantażowanego przez nas woźnego, aby „odprężyć” się
przed lekcją. Nigdy nie przeszkadzało mi towarzystwo Sam, a wręcz przeciwnie,
podobało mi się to.
- Boże – stęknęła dziewczyna, a Chris zaśmiał się.
- Nienawidzę was, jebane zabuczy – wybuchłam śmiechem i usłyszałam
dźwięk szkolnego dzwonka. – Powodzenia na matmie – dodałam i zakończyłam
rozmowę.